"Miasto 44", reż. J. Komasa, recenzja

źródło: http://www.filmweb.pl/film/Miasto+44-2014-637019
Pewnie słyszeliście o nowym filmie Jana Komasy „Miasto 44”, co nie? A jeśli nie, to jest to dramat wojenny o miłości dwojga ludzi, których miłość zostaje wystawiona na próbę wraz z wybuchem Powstania Warszawskiego. Podobno zrobił wśród młodzieży i ludzi starszych furorę. I nie wiem sama dlaczego. A Wy wiecie czemu? Bo widziałam w nim więcej wad niż zalet. I patrząc na miny i reakcje ludzi, którzy byli na tym samym seansie kinowym co ja, stwierdzam, że nie byłam jedyną taką osobą.

Może zacznijmy od początku. Jak wiadomo, wprowadzenie do filmu jest bardzo ważne. A co powiecie na to, że przychodzicie sobie na film do kina. I jak zawsze na początku puszczane są reklamy kinowe, za które kino zarabia. Wreszcie pojawia się logo kina i myślisz sobie: „Oho, zaczyna się”. Nagle na ekranie pojawiają się kolejne loga – wszystkich partnerów i wszystkich studiów filmowych. No dobrze, niech sobie będą. A tu nagle ni z gruchy, ni z pietruchy pojawiają się kolejne reklamy! Niefajne uczucie, prawda? Zapewne bylibyście choć troszkę zdenerwowani. Mężczyzna przed Tobą zdążył już na luzie skoczyć do toalety i po jakiś prowiant na drugi koniec ogromnego centrum handlowego. Z niecierpliwością patrzysz na zegarek, bo przecież przyszedłeś tu, żeby obejrzeć film, a nie reklamy. I co widzisz? Minęło już 43 minuty. Samych reklam. Czysta komercja. Ale jest, zaczyna się i wszyscy odetchnęli z ulgą.

Zaczyna się dość ciekawie, poznajemy głównego bohatera Stefana i jego rodzinę, zapowiada się nieźle. Zaczyna się powstanie, w którym bierze udział młoda grupka ludzi, w tym główny bohater, jego ukochana i, jeśli mogę ją tak nazwać przyjaciółka. Jak to było w rzeczywistości, wszyscy myśleli, że powstanie potrwa 2, góra 3 dni, ale niestety pomylili się. Podobało mi się to, że została przedstawiona prawdziwa historia. I to, że doskonale została ujęta chęć zemsty na nazistach, za krzywdy których dokonali na ich rodzinach, przyjaciołach i wszystkich innych Polakach. Gniew był w tym wypadku reakcją naturalną i aktorzy świetnie spełnili swoją rolę. I nagle nadchodzi scena, gdy Biedronka (ukochana Stefana) zostaje zauważona przez pewnego nazistę, kręcącego się w pobliżu ich obozowiska. Zaczynają się strzały, Stefan i Biedronka ukrywają się szybko, ale gdy nadchodzi czas ucieczki, nagle ni stąd ni zowąd zaczyna się scena miłosna. Pocałunek wśród lecących prosto w ich stronę niemieckich kul. Muszę przyznać, że ludzie od efektów specjalnych pokazali prawdziwą klasę i swoje wspaniałe umiejętności. Ale ludzie, bez przesady! Zwolnione tempo, romantyczna muzyka, pocałunek. I te kule, które omijały ich ciała, zakrzywiając ogromnie swój tor lotu. Kurczę, ten film miał być dramatem wojennym, a nie science-fiction. Nagle dziewczyna ucieka, a chłopak co robi? Opada w jakiejś ekstazie na ziemię, także w zwolnionym tempie. Scena przesadzona w każdym calu. Ale dobra, idziemy dalej. Może to tylko jednorazowa akcja.

Muszę przyznać, że scena z wyrzuconą z samolotu bombą i tak zwanym „deszczem krwi i wnętrzności” była całkiem fajnie zrobiona. Kilkanaście scen później objawia się to, co mnie najbardziej irytowało w głównym bohaterze. Wrażenie jego dwubiegunowości. Mówi jedno, a robi drugie. A potem na odwrót. Robi jedno, mówi drugie. Mówi Biedronce, że chciałby być z nią do końca i życia, planują wspólną ucieczkę za miasto. A gdy ona śpi, on wykrada się, żeby z powrotem uczestniczyć w walkach, a ją zostawia zupełnie samą bez pożegnania. Kocha ją, ale do końca filmu nie interesuje go co ona robi, gdzie jest i czy przede wszystkim żyje. A na końcu filmu, gdy ją zupełnie przypadkiem odnajduje, ona podaje mu rękę. A o czym jeszcze nie wspomniałam. Gdy tak ją zostawił, szybko się pocieszył. Swoją przyjaciółką. No i tutaj kolejna scena miłosna. A raczej aktu seksualnego. Znowu muzyka, znowu zwolnione tempo i znowu przesadność w dosłownie każdym calu. Natomiast postać Biedronki mocno wzbudziła moje zainteresowanie, ponieważ pomimo tego jak powstanie i widok umierających ludzi wpłynęło na jej psychikę, chciała pomagać innym w przeżyciu, rozpoczynając od próby uratowania niemowlęcia, a kończąc na pozostaniu w szpitalu z najbardziej rannymi, wiedząc o tym, że zaraz dotrą tam Niemcy. Według mnie jak najbardziej pozytywna postać.

Na szczęście ten film nie skończył się jakąś beznadziejną sceną, czym mnie zupełnie zaskoczyli. Bardzo podobało mi się porównanie Warszawy z końca powstania, tego ogromu zniszczeń, i Warszawy współczesnej, pełnej drapaczy chmur.
Z kwestii czysto technicznych muszę wspomnieć o ścieżce muzycznej. Według mnie muzyka powinna wprawiać widza w jakiś nastrój. Na przykład scena z żołnierzami kroczącymi w wodzie z karabinami i z rockową piosenką o wojnie w tle. Widząc i słysząc coś takiego pewnie spodziewasz się, że zaraz zacznie się jakaś akcja i krwawa jatka. A tutaj nic. Po prostu sobie poszli dalej. W takim razie ta scena była zupełnie niepotrzebna, i szczerze mówiąc byłam rozczarowana, bo miałam nadzieję, że na więcej scen bitewnych.

Oglądając ten film, z czasem zaczynałam odnosić coraz większe wrażenie, że efekty specjalne są coraz gorsze. Na końcu filmu na pierwszy rzut oka widać było, że ogień jest zrobiony komputerowo i to w dodatku przez jakiegoś amatora. A podobno poświęcili na te sceny ponad 30 tysięcy godzin. A ja mam wrażenie, że chyba tylko na te dwie wspomniane wcześniej, bo reszta to była zwykła fuszerka, zrobiona za przeproszeniem „na odpi*****el”. A co jest dla mnie najśmieszniejsze? Film powstawał ponad 8 lat, co dla mnie jest po prostu jedną wielką masakrą. Kombinowali, kombinowali, aż przekombinowali. I takie jest moje zdanie na temat tego filmu. W życiu widziałam wiele filmów, na których mocno się zawiodłam, ale ten stanowczo był tą największą porażką.

Klaudia

Komentarze

  1. Bardzo chcę obejrzeć ten film, jednak na razie w ogóle nie mam czasu na przyjemność. Od święta sięgnę po książkę, która nie jest lekturą, ale oby mi się udało szybko nadrobić zaległości!
    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  2. to druga opinia o tym filmie, którą słyszę i skrajnie inna; sama miałam ochotę na ten film, bo mimo opinii lubię sprawdzić co się potwierdziło a co nie; ale jestem bardzo wdzięczna za tą recenzję i zwrócenie uwagi na tych kilka rzeczy; pozdrawiam x]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja łącznie z tą, słyszałam już dwie nieprzychylne opinie o tym filmie.

      Usuń
  3. Mi się tylko nie podobał stosunek Stefana do obu dziewcząt, bo ja już w końcu nie wiem czy on którąś kochał, czy też jego zachowanie wynikało z oszołomienia wojną i śmiercią rodziny...Ciągle o tym myślę... Wyszło, że ten slogan reklamowy "Miłość w czasach apokalipsy" zupełnie tu nie pasuje;/ Efekty specjalne mi nie przeszkadzały, bałam się, że będzie gorzej, ale było ok:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz