Czy warto przeczytać "Więźnia labiryntu"?


Od jakiegoś czasu literatura młodzieżowa przeżywa swój rozkwit i niemalże żałuję, że nie urodziłam się parę lat później, żeby w pełni móc się nią cieszyć - teraz stałam się nieco bardziej wybredna i nie wszystko z tego gatunku do mnie przemawia. 

Jednak jako, że dość regularnie śledzę przestworza Internetu - szczególnie książkową blogosferę czasem trafiam na coś czemu po prostu nie mogę się oprzeć, co czasem wychodzi mi na dobre, a czasem nie. To właśnie przez blogosferę trafiłam na "Więźnia labiryntu" autorstwa Jamesa Dashnera, który zbiera wiele pozytywnych opinii wśród blogerów. 

 "Więźnia labiryntu", czyli pierwszą część powyższej trylogii możecie już nieco kojarzyć, bo w zeszłym roku weszła do kin ekranizacja tej powieści. 

Fabuła książki toczy się wokół Strefy i Streferów, którzy żyją w środku labiryntu, który każdej nocy zmienia swój układ. Życie w Strefie przybrało określony kształt, a jej mieszkańcy (młodzi chłopcy) stworzyli coś na kształt całkiem nieźle funkcjonującego małego społeczeństwa. Życie Streferów zmienia się, kiedy pojawia się Thomas i jedyną rzeczą, którą pamięta to imię, gdyż ktoś wymazał mu wspomnienia. 

Podobnie jak reszta mieszkańców Strefy, Thomas nie ma pojęcia dlaczego znalazł się w tym miejscu i kto ich tu zesłał. Jednak wszyscy czują, że ich obecność w tym miejscu nie jest przypadkowa i każdego dnia usiłują znaleźć odpowiedzi na dręczące ich pytania, przemierzając korytarze labiryntu. Jednak nie jest to łatwe, gdyż Labirynt skrywa swoje tajemnice. Dodatkowo dzień po Thomasie, do Strefy zostaje przysłana dziewczyna, co wywołuje niezły chaos i zdziwienie. Jak wyżej wspomniałam wszyscy mieszkańcy Strefy są młodymi chłopcami. Od tej pory wszyscy wiedzą, że już nic nie będzie takie same, a względnie spokojne życie w Strefie raz na zawsze zostało zburzone.  

Pierwsza część trylogii jest świetnym początkiem dystopijnej serii. Ciągłe zwroty akcji, tajemnice i nietypowy slang Streferów sprawiają, że "Więźnia labiryntu" czyta się z zapartym tchem. Ta trylogia jest porównywana do "Igrzysk śmierci" i "Niezgodnej", jednakże poza dystopijną wizją przyszłości tych serii nie łączy nic. Moim zdaniem Dashner napisał coś nowego, świeżego i sprawiającego, że od razu chce się sięgnąć po kolejną część. Albowiem zakończenie przynosi jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. Dodatkowo ciekawość wzmaga jeszcze fakt, że czytelnik ma wrażenie, że najciekawsze jeszcze przed nim... 


 W "Próbach ognia" zastajemy naszych bohaterów dokładnie tam, gdzie ich zostawiliśmy. Streferzy wydostali się z labiryntu i myśleli, że najgorsze mają już za sobą oraz odzyskają swoje dawne życie i wspomnienia. Jednakże nic bardziej mylnego. A to dlatego, że w świecie poza labiryntem szaleje Pożoga, na którą nie ma lekarstwa, a oni są ważną częścią poszukiwań leku na chorobę trawiącą ludzkość. Ziemia spalona przez Pożogę i wysuszona z powodu nowego surowego klimatu stała się krainą zniszczenia, która penetrowana jest przez Poparzeńców - chorych na Pożogę. 

Dlatego też Streferzy nie mogą zaznać spokoju, gdyż muszą stawić czoła jeszcze jednej próbie, która ma pomóc w znalezieniu leku na trawiącą ludzkość chorobę. DRESZCZ, na chorobę, która wyniszcza ludzkość. DRESZCZ, który prowadzi badania nad lekiem wysyła ich w marsz przez najbardziej spaloną część świata. Muszą dojść do celu w przeciągu dwóch tygodni, jednak ci, którzy przygotowali dla nich próby mają w zanadrzu wiele krwawych niespodzianek. 

Powyższa część trylogii jest bardzo słaba. Tak na prawdę to w przypadku tego tomu powoli zaczęło mi coś świtać, że autor tak na prawdę nie ma pomysłu na to jak pociągnąć całą historię, przez co staje się ona coraz bardziej chaotyczna. Nie dość, że jest po prostu nudno, to jeszcze nie do końca widzi się sens i celowość wydarzeń - w sumie co dokładnie chcą uzyskać Stwórcy przez określone zadania? Jakie konkretnie badania robią i w jaki sposób ma to przełożyć się na wynalezienie leku? Na prawdę tu zaczęło być już dziwnie, a moje obawy dotyczące tego, że Dashner nie ma pomysłu na tą serią potwierdził tylko "Lek na śmierć", chociaż miałam nadzieję, że "Próby ognia" były tylko chwilowym spadkiem formy autora. Jednak niestety nie :( i szczerze mówiąc zaczęłam się zastanawiać nad tym która część jest gorsza, ale nie potrafię zdecydować :(. W "Leku na śmierć" DRESZCZ po raz kolejny obiecuje, że to już jest koniec i weszli w ostateczną fazę prac nad lekiem i teraz już mogą zwrócić Streferom wspomnienia oraz ich dawne życie. Jednak Thomas wie, że nie można wierzyć w żadne obietnice DRESZCZu, m.in dlatego, że przypomniał sobie więcej niż kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. 

W tym tomie trylogii chyba jeszcze bardziej nie mogłam się odnaleźć niż w poprzedniej i sens poszczególnych wydarzeń mimo wszystko był dla mnie niejasny. Jak się okazuje, DRESZCZ wewnętrznie jest podzielony co do rozwiązania problemu Pożogi. Poza tym jak w wielu instytucjach i w tym przypadku są fanatycy, którzy ślepo dążą za pewnymi ideami oraz zamykają się na alternatywne rozwiązania. Dodatkowo i tym razem Dashner uśmiercił kilku Streferów, w tym jednego z tych, których lubiłam najbardziej. Nie chcę Wam pisać wiele więcej, ponieważ jeżeli sięgniecie po tą serię nie chcę Wam psuć (nie)przyjemności czytania i niespodzianek. Powiem Wam jednak, że zakończenie jest mocno rozczarowujące. 

Podsumowując. 

Po świetnym pierwszym tomie niestety obserwujemy tendencję spadkową jeżeli chodzi o tą powieść. Niestety w "Więźniu labiryntu" Dashner narobił nam nadziei na świetną serię, ale później w wielkim stylu nas rozczarowuje. Jednak tak sobie myślę, że mimo wszystko to jest seria młodzieżowa, a ja do młodzieży już raczej się nie zaliczam, bo niebawem stuknie mi trzeci krzyżyk. Jednakże ten cykl może się spodobać licealistom i osobom, które dopiero zaczęły studia, więc na Waszym miejscu nie skreślałabym tak od razu tej serii. Dajcie znać czy czytaliście i też macie takie odczucia, czy tylko ja jestem jakaś inna;). 

Pozdrawiam 
Natalia

Komentarze

  1. Nie czytałam tej książki i raczej nie zamierzam. nie jest w moim guście

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz