M.L. Kossakowska, czyli polski G.R.R. Martin

Wszystko zaczyna się zdaniem: "To jest film, który zawsze chciałam napisać". Musze się tu szczerze przyznać, że nie jestem pewna czy miałabym ochotę obejrzeć Taki film.
 Czy lubicie kulturę Dalekiego Wschodu, mitologię, a także nowe technologie? Jeżeli tak, to koniecznie powinniście pochłonąć tę książkę. Dobrze przeczytaliście, pochłonąć. Mój wynik to doba od wypożyczenia.
Podśmiewałam się, roniłam łzy, a na koniec mocno zszokowana i zaskoczona odłożyłam pierwszy tom. To przecież dopiero pierwszy tom, będą kolejne. Próbowałam się pocieszyć. Szkoda tylko, że następny ma się pojawić dopiero 12. czerwca. Jak tu wytrzymać?
Autorka zaprasza nas w podróż do Antili i Wakuni, dwóch krajów, które są ze sobą dość mocno związane. Mamy parę wzmianek o bogach, w tle znajdziemy trochę polityki, jednak najważniejsze są poszczególne Zakony, ponieważ to właśnie ich intrygi i działania zmieniają bieg historii. Takeshi nie jest bogiem, nie ma związku z polityką, ani nie należy już do Zakonu, podróżuje przez krainy, gdzie jedynym jego celem jest przetrwać. Mimo, że Cień Śmierci wolałby się nie rzucać w oczy, to właśnie on jest kluczową postacią tej książki i to jego historia porywa i unosi niczym jazda bez trzymanki na Wodnych Wołach.
Podobało mi się, że pewne wydarzenia nabierały sensu z każdą kolejną stroną. Dobrze skonstruowana narracja prowadziła nas przez włości daimio Ashihei pełne pięknych i cennych przedmiotów, zahaczając o wioskę Zimny Potok, by zachwycić się w tym miejscu nad urokiem Jeziora Węża skrytej w kotlinie. Dalej był Dom Lisów - miejsce uciech, karczma "Pod Jenotem i Czajnikiem", różne kapliczki, pilnie strzezona posiadłość pana Omura i wiele innych. Gdyby pan G.R.R. Martin chciał swoje postacie z Gry o tron przenieść do Dalekiego Wschodu to i tak nie powstałoby coś lepszego niż zafundowała nam Pani Kossakowska. Pewnych adaptacji powinno się nie oglądać, gdy ma się tak wrażliwą naturę.
Demony, walka, krew, cierpienie, ból, zdrada, przyjaźń, miłość, a nawet seks.
Pełne chapeau bas!


PS: gorąco wspieram marzenie pani Kossakowskiej o nakręceniu tej książki, ale zdecydowanie bez dobrej obstawy na film nie idę! :)

Komentarze