Zło jest w nas

Zło jest w nas i nie da się temu zaprzeczyć. Prawdą jest również to, że potrzebuje ono tylko odpowiednich warunków, aby moralność i to co kiedyś wydawało się mieć znaczenie straciło na wartości. Nasza ciemna strona ujawnia się wtedy kiedy ma możliwość i nie da się temu zaprzeczyć. Wystarczy przywołać przykład obozów koncentracyjnych i tego na co pozwalali sobie kapo oraz chociażby Josef Mengle. Bardziej współczesnym przykładem, że to, iż łatwo jest przejść na ciemną stronę mocy jest eksperyment więzienny, który przeprowadził w 1971 roku Philip Zimbardo. Chciał on zbadać zachowania ludzi, gdy stają się anonimowi i mogą traktować innych jak przedmiot oraz wpływ otoczenia na działanie jednostki. W dużym skrócie i uproszczeniu eksperyment polegał na tym, że grupę ludzi zamknięto w testowym więzieniu i podzielono ich na strażników oraz więźniów. „Więźniowie” nie mieli szczęścia. Do prawej stopy każdego skazańca został zamocowany ciężki łańcuch zapięty na kłódkę. Czapkę stanowiła damska pończocha. Byli oni niezwykle upokorzeni, a na dodatek zostali ubrani w białe koszule z numerem identyfikacyjnym po obu stronach ubrania i od tej chwili nie mieli imion, a numery. Do siebie mogli zwracać się tylko po nich, a do strażników musieli zwracać się formułą: „Panie oficerze penitencjarny”. [źródło] O tym jak przebiegał eksperyment możecie sobie przeczytać w linku, który macie powyżej. 


Od kiedy zetknęłam się z "Miastem ślepców" pomyślałam sobie, że może to być coś wzorowane na eksperymencie Philipa Zimbardo i może nieźle dać po garach...ale nie sądziłam, że, aż tak. Ale od początku...

W pewnym mieście bez nazwy nagle, tak bez żadnego uprzedzenia rozpoczyna się epidemia białej ślepoty. Podczas swoich codziennych czynności  z niewiadomych przyczyn ludzie tracą wzrok, a w mieście wybucha panika. Pierwszą grupę niewidomych władze zamykają w budynku, w którym kiedyś mieścił się zakład dla psychicznie chorych. Kiedy ślepców przybywa, a i tak już złe warunki socjalne się pogarszają, u mieszkańców opuszczonego do niedawna budynku zaczyna dochodzić do głosu ta ciemniejsza, praktycznie zwierzęca strona...

"Miasto ślepców" to moim zdaniem niezwykłe i bardzo dobre studium ludzkiej psychiki, które przypomina nam, że wcale nie jesteśmy tacy dobrzy jakimi chcielibyśmy być. Ponieważ wystarczają odpowiednie warunki, a jakaś pierwotna siła zaczyna przejmować nad nami kontrolę. Jednak przy okazji uświadamia nam, że mimo wszystko tkwi w nas bardzo dużo siły i samozaparcia. Jose Saramago snuje swoją opowieść w bardzo minimalistyczny i hipnotyzujący sposób, gdyż od "Miasta ślepców" niemalże nie sposób się oderwać, albowiem zaglądamy do świata, który jest bardzo realistyczny, i w którym my sami moglibyśmy żyć. Po lekturze tej powieści czujemy się psychicznie brudni, chociaż nie jestem do końca pewna czy dobrze mnie zrozumieliście. Dla porównania podobne uczucie towarzyszy nam po lekturze "Malowanego ptaka" Jerzego Kosińskiego i jeżeli go czytaliście dobrze wiecie o czym mówię. Jedyną wadą tej książki może być dość specyficzny styl autora, jednakże jak już się do niego przyzwyczaimy czyta się dużo lepiej. 

"Miasto ślepców" to niewątpliwie trudna powieść, bo przypomina nam, że każdy z nas ma swoją mroczną stronę, która na co dzień okiełznana jest pewnymi normami społecznymi i nadzorem, którym chociażby jest kontrola społeczna w chociażby w postaci rodziców oraz innych ludzi, którzy nas otaczają. W tejże historii autor w pewnym sensie uwalnia swoich bohaterów od wszelakich norm i kontroli, a co więcej stawia ich w złej sytuacji, a to nie może oznaczać nic dobrego...

Wiem, że ta książka może nie przypaść do gustu wielu z Was, jednak mimo trudnego tematu bardzo Wam ją polecam, gdyż zmusza do refleksji nad samym sobą i pozwala docenić to co mamy. Natomiast jeżeli już czytaliście i szukacie podobnej historii to polecam Wam"Eksperyment" w reżyserii Paula Scheuring'a. 

Komentarze