3 koreańskie książki, które miały wpływ na moje gusta czytelnicze.

 Witajcie, 

dzisiaj chciałabym Wam wspomnieć o trzech książkach, dzięki którym macie szansę pokochać literaturę koreańską, a o których niestety niewiele się mówi. Dla mnie to ważne i poruszające historie, które pamiętam do dziś - mimo tego, część z nich przeczytałam już lata temu. Ale do rzeczy...



Jo Kyung - Ran, "Smak języka" 


"Spośród wszystkich zmysłów danych człowiekowi zmysł smaku dostarcza najwięcej rozkoszy. Przyjemność, jaką człowiek czerpie z jedzenia, może towarzyszyć innym zmysłom, jak choćby wzroku czy węchu. Może również je zastąpić, a nawet zrekompensować ich brak. Są takie momenty, gdy możesz tylko jeść. Momenty, kiedy jedzenie stanowi jedyny dowód, że jeszcze żyjesz."
Jo Kyung - Ran, "Smak języka"

"Smak języka" to moje pierwsze spotkanie z literaturą koreańską. To od tej powieści zaczęło się moje zamiłowanie do literatury z tak odległego zakątka świata. Powyższa powieść to to intymna historia kobiety z pasją gotowania. Chŏng Chi-wŏn jest ufna i lojalna. Marzy o pięknym życiu, które będzie dzieliła z ukochanym mężczyzną. Jednak kiedy ten odchodzi do innej kobiety, nie potrafi sobie poradzić z odrzuceniem. Traci chęć do gotowania oraz potrzebę jedzenia. Dopiero praca we włoskiej restauracji, w której zaczynała karierę sprawia, że powoli wraca do życia i na nowo odkrywa fascynację jedzeniem, które jest źródłem zmysłowej przyjemności. Kobieta zaczyna też obmyślać plan kulinarnego uwiedzenia, będącego ostateczną zemstą na kochanku.

Może się wydawać, że to kolejna słaba historia o zranionej kobiecie, która mści się na byłym mężu, bo nie potrafi na nowo ułożyć sobie życia. Jednak nic bardziej mylnego! Ta minimalistyczna i wręcz surowa opowieść jest zadziwiająco piękna i przeszywająca do głębi. Nie znajdziecie tu wartkiej akcji, czy bardzo emocjonujących momentów, bo te tylko zaszkodziłyby tej powieści. Jednak dzięki tej surowości zakończenie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Już od jakiegoś czasu chodzi za mną myśl, żeby odświeżyć sobie tą książkę, by móc odkryć ją na nowo. 


"Nasze szczęśliwe czasy" to niezwykła opowieść o tym, że nawet życiu pełnym cierpienia i nieszczęść można znaleźć ukojenie. Nawet jeżeli nasza sytuacja wydaje się beznadziejna. Autorka przedstawia historię człowieka skazanego na karę śmierci oraz Yu-jeong - pięknej, bogatej kobiety, której pełne cierpienia życie zostało naznaczone piętnem seksualnego i psychicznego znęcania. Jej pogarda dla matki oraz obojętność wobec reszty świata czynią ją wyobcowaną z strony społeczeństwa i izolują od szansy na szczęście. 

Obojga bohaterów łączy ciotka Yu-jeong - siostra zakonna, która od 30 lat odwiedza skazańców, rozmawia z nimi i próbuje resocjalizować. Pewnego dnia krewna młodej kobiety doprowadza do spotkania Yu-jeong i Yun-su. Po pewnym czasie młodzi odkrywają, że jest coś, co ich łączy (smutek). W tym przypadku to jest punkt, w którym między obojgiem zaczyna się rozwijać wyjątkowe uczucie, które rodzi się w krótkim czasie przeznaczonym na spotkania raz w tygodniu.

Kiedy zaczynałam czytać powyższą powieść nie spodziewałam się jak wielkie wywrze na mnie wrażenie. Do ostatniej chwili kibicowałam wszystkim bohaterom, by na końcu poczuć się sponiewierana jak nigdy wcześniej przez żadną książkę. 

Również w tym przypadku dostajemy minimalistyczną historię pozbawioną barwnych opisów czy wartkiej fabuły. Również w tym przypadku jest to największą wartością tej książki, bo kończąc ją czytać czułam, że nigdy nie przeczytałam czegoś tak dobrego. Więcej napisałam kilka lat temu w notce o tej książce, którą macie podlinkowaną w nagłówku. 


W porównaniu do dwóch poprzednich powieści to całkowita świeżynka. Jest to powieść, po którą sięgnęłam w ciemno i bez zastanowienia, ale z pewnością, że mi się spodoba i zapamiętam ją na długo. 

Fabuła powyższej książki jest zbudowana wokół dziesięciodniowej masakry w 1980 roku w Kwangiu. Mimo tego, że dotyczy ona tragicznych wydarzeń oraz okrutnych czynów to jest opowiedziana w niezwykle poetycki i uniwersalny sposób, który uwypukla konsekwencje ponoszone przez uczestników pacyfikowanych przez wojsko demonstracji. Niewątpliwie jest to bardzo poruszająca historia, która wywoływała we mnie sporo emocji, a fakt, że jest ona oparta o prawdziwe wydarzenia jeszcze bardziej potęgował moje odczucia podczas czytania. Do tego dochodziła świadomość, że mniej więcej w tym samym czasie  podobne rzeczy działy się również na naszym podwórku. W trakcie czytania tej książki nie raz musiałam ją odkładać, by uspokoić emocje oraz obrazy, które we mnie wywoływała. I powiem Wam, że po raz kolejny nie spodziewałam się, że książka napisana przez osobę z zupełnie innej kultury tak bardzo mnie poruszy i  prawdopodobnie jeszcze na długo zostanie w mojej pamięci.

To piękna powieść o trudnych wydarzeniach, które są tak bardzo podobne do tego, co działo się na naszym podwórku, że równie dobrze mógł napisać to ktoś z Polski. To dzięki tej książce zobaczyłam to, że w pewnych kwestiach potrafimy mieć bardzo podobną przeszłość do kraju, który jest tak bardzo odległy pod względem geograficznym. Naturalnie również o tej powieści jest na blogu oddzielny post, który macie podlinkowany w nagłówku. 

Naturalnie przeczytałam więcej książek koreańskich autorów jednak to te trzy zrobiły na mnie największe wrażenie i sprawiły, że moje czytelnicze gusta zaczęły zbaczać na dość niezwykłe ścieżki. 

Dajcie znać czy czytaliście którąś z wymienionych książek lub może macie w planach po jakąś sięgnąć. 

Pozdrawiam 
Natalia

Komentarze

  1. Chyba nie czytałam nic koreańskiego. Muszę nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam zupełnie. Jakoś z literaturą koreańską mi zupełnie nie jest po drodze ^^ :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz