„- Byłeś martwy?
- spytałam go kiedyś.
- Złotko, mnie nic
nie zabije – odpowiedział. - Tatuś był jedynie na wakacjach. Tak
to ze mną jest, z mamusią też. Po prostu bawimy się w umarłych.”
Notka z tyłu
okładki zawiera takie oto streszczenie, którym posłużę się na
początek:
„Po śmierci matki jedenastoletnia Jeliza-Rose opuszcza Los Angeles
i wraz z ojcem wyrusza do Teksasu. Ucieczka od trudnego dzieciństwa
prowadzi ją w świat fantazji: rozmawia z główkami swych ułomnych
lalek Barbie, widzi budzącego się o zmierzchu Człowieka z bagien,
przerażają ją czyhające w trawie potwory. Jej jedynym
przyjacielem jest upośledzony umysłowo Dickens. ”
Polowałam
na tę książkę jakiś czas i kiedy w końcu ją dopadłam nie
wiedziałam z której strony zacząć ją czytać. W trakcie pobytu w
White Rocks, gdzie dzieje się akcja czułam się nieco rozczarowana,
jednak dopiero po skończeniu książki i przespaniu się z nią
naprawdę mnie „wzięła”. Do tej pory, mimo iż wzięłam się
za inne lektury towarzyszy mi jej atmosfera i mała Jeliza-Rose wraz
ze swoją Klasyczną...
Ale do
rzeczy:
Książka
przedstawia świat widziany oczami małej dziewczynki, która
momentami wydaje się bardziej dorosła niż niejeden „dorosły”.
Kiedy umiera jej matka, której jak potem opowiada szczerze nie
cierpiała (a umiera na skutek przedawkowania narkotyków) wraz z
ojcem wyruszają w podróż. Trafiają do opuszczonego już domu jej
babki w Teksasie. Ojciec, jak się okazuje także zażywa narkotyki i
umiera w fotelu, więc dziewczynka już całkowicie zamyka się we
własnym świecie, rozmawiając z główkami lalek wetkniętymi na
palec, spędzając wieczory we wraku autobusu, polując na wiewiórki,
których jej ojciec nienawidził. Wydaje jej się nawet, że widzi
ducha. Owy duch okazuje się minioną miłością jej ojca. Na wieść
śmierci Noaha (ojca Jelizy) oferuje w postaci zakonserwowania zwłok
i zajęcia się małą pomoc. Jeliza-Rose zaznajamia się z
upośledzonym bratem „ducha” i od tamtej pory tworzą
nierozłączną parę przyjaciół, a może nawet kogoś więcej.
Nie chcę
opisywać szczegółów, bo tak naprawdę to w nich tkwi cały
charakter opowieści. Z jednej strony jest dziwna, mroczna, wręcz
psychodeliczna, z drugiej jednak dość smutna - niektóre sytuacje
czy osoby są dość przygnębiające.
Podobały
mi się analogie do „Alicji w Krainie Czarów”, które nadawały
książce jeszcze bardziej „psychicznego” charakteru.
Szczerze
polecam książkę i mam nadzieję, że u Was także pozostawi jakiś
ślad :)
Fiz0l0tt4
Komentarze
Prześlij komentarz