M. Izaguirre, "Tamte cudowne lata", recenzja

źródło: www.lubimyczytac.pl
Kiedy zobaczyłam zapowiedź "Tamtych cudownych lat" nie mogłam się doczekać, kiedy dostanę je w swoje ręce. Ta porównywana do powieści C.R. Zafona historia, ma opowiadać o wielkiej mocy książek i prawdziwej miłości. 

Dawna egzystencja Loli, pełna marzeń, była poświęcona książkom, dyskusjom w kawiarniach, leniwym sjestom i snuciu wizji lepszej Hiszpanii, która powoli uczyła się demokracji. Jednak w chwili wybuchu hiszpańskiej wojny domowej również życie zamieniło się w walkę. Po 15 latach, Loli i jej mężowi pozostał zaledwie mały antykwariat ukryty w jednej z madryckich uliczek. To w tym miejscu Lola poznaje Alice - kobietę, która w literaturze odnalazła sens istnienia. Obie kobiety zbliżają się do siebie wspólnie czytając jedną książkę, opowiadającą o dziewczynie dorastającej w nieświadomości, kim byli jej rodzice...

Niestety w tym przypadku na mnie mocno zadziałał marketing. Porównanie "Tamtych cudownych lat" do twórczości Zafona, było niczym obietnica podróży w magiczny świat literatury, miłości oraz poszukiwania siebie i siły do walki o miłość i marzenia. Jednak już na początku przyszło rozczarowanie. Niespiesznie tocząca się akcja nie zabrała mnie wcale do świata, który znam z powieści Zafona. Owszem podczas lektury można pewne elementy skojarzyć z tymże autorem, jednakże umieszczenie fabuły tej opowieści w Hiszpanii i wplecenie wątków ewidentnie kojarzącym się z książkami Zafona okazały się niewystarczające. Dlaczego? 

Otóż bardzo irytowały mnie zmiany narracji i wrażenie, że powieść składa się z fragmentów luźnie ze sobą połączonych, przez co odniosłam wrażenie, że cała historia jest bardzo chaotyczna. Poza tym brak w niej magii i tego czegoś co sprawia, że książki tego typu na długo zostają w pamięci. Dodatkowo moim zdaniem autor niepotrzebnie rozbudowywał pewne obserwacje bohaterów lub opisy otoczenia, albo sytuacji, co jest mocno irytujące, chociażby dlatego, że ma się wrażenie, że autor na siłę chce przedłużyć książkę. Jedyną rzeczą, która ratuje "Tamte cudowne lata" to wątek Loli i Matiasa, ale to za mało, żeby uznać książkę za dobrą. 

Moim zdaniem to kolejna spierniczona książka, która ma w sobie potencjał, a przecież miał być to hołd złożony literaturze:/. Cóż marketing robi swoje, chociaż o dziwo spotkałam się też z pozytywnymi opiniami o tejże powieści, więc całkiem możliwe, że Wam się jednak spodoba. Dla mnie Marian Izaguirre, jednak chyba już zawsze pozostanie rzemieślnikiem, który męczy się przy pisaniu i przez nawiązania do popularnych autorów chce zrobić karierę:/. Cóż...nikt nie powiedział, że będę trafiać na same dobre książki...

Komentarze

Prześlij komentarz