W zasadzie nie czytam
za bardzo polskich kryminałów, więc nie mam porównania, ale może
to dobrze. Potraktowałam ją jako kolejną oddzielną książkę,
bez odniesień do innych polskich pisarzy.
Co o książce?
Ciekawa, przejmująca, trzymająca w napięciu. Różnorodność
postaci dodaje jej smaku a powiązania między nimi przyciągają i
skłaniają do myślenia.
Do tego, piękne
otoczenie ciągle odwiedzanego Zakopanego, dodaje tej historii
charakteru. Otóż nie musimy już wczytywać się w dokonania
śledczych z Chicago czy Oslo, by poczuć klimat miejsca, mając swój
własny skrawek świata warty pokazania i prezentujący się wcale
nie gorzej.
Czas płynie przy niej
szybko. Ona sama zdaje się płynąć, obrazy powstałe w głowie
podczas czytania zachodzą jeden po drugim, płynnie się zmieniając.
To nie tylko kryminał.
Nie same poszlaki i śledztwa. To głównie historie ludzi zranionych
i raniących, którzy próbują poradzić sobie z tą
rzeczywistością, która ich zastaje.
Próbują przejść
przez ból, krzywdę, złość, nienawiść, wstyd.
Razem i osobno.
Sprawa miesza się
pomiędzy historie tych ludzi pokazując, jak są ze sobą splecione,
czy chcą tego czy nie.
Karpiel próbuje
poradzić sobie z bezradnością, słomianym sieroctwem i nie łatwą
relacją z ojcem. Próbuje jednocześnie nie zatracić siebie i
pielęgnować uczucia które żywi do ukochanej Eli oraz skrzywdzonej
ale dzielnej siostry.
Także każda z postaci
ma do opowiedzenia swoją historię, swoje emocje tak wyraźne i
zazwyczaj zrozumiałe, choć sposób radzenia sobie z nimi jest
różny.
Możemy więc nie lubić
żony Kruczka za egoistyczną i zimną postawę, może nas odpychać
a zarazem przyciągać Derebas i jego związek z rzeczniczką. Może
wreszcie działać nam na nerwy Hermann. Mimo to, sięgnijmy po
książkę, dajmy się jej porwać mimo tych różnych odczuć, by na
końcu nie żałować że zgodziliśmy się na ten krok. Bo może się
okazać, że te postacie jeszcze nas zaskoczą.
Czyta się ją dość
szybko. Mimo, że na początku mnogość postaci i wątków zdaje się
hamować akcję, to warto przez to przebrnąć, by potem z błogością
czytać jak się rozwija. To jak jazda na kolejce górskiej, na
początku trochę się wlecze, żeby później nabrać prędkości i,
jak w przypadku tej książki, również coraz to bardziej podsycać
ciekawość i stopniowo ją zaspokajać.
Zakończenie sprawy
jest trochę teatralne rodem z książek Agaty Christie, ale myślę,
że i tak większości przypadnie do gustu.
A tak na koniec coś o
tytule. Dlaczego akurat taki? Co o tym sądzi sam autor, nie mam
pojęcia. Jak dla mnie, po prostu, czasem musisz iść po śladach
swoich przeżyć, żeby dość tam, gdzie nawet nie marzyłeś być.
Komentarze
Prześlij komentarz