"Zło budzi się wiosną" Mons Kallentoft


Na początku czytasz i myślisz sobie – co to za książka? Ma się ochotę po prostu ją zamknąć i wziąć jakąś inną, gdzie akcja posuwa się w zwykłym rytmie. Ale ta książka jakby hipnotyzuje. Z każdym przeczytanym zdaniem chcesz ją odłożyć, ale czytasz kolejne zdanie i kolejne. Nie zdajesz sobie sprawy po pewnym czasie, jak szybko uciekają strony.
Chcesz zaryzykować? Bo wydaje mi się, że warto.

Czy zło rzeczywiście kamufluje się pod pozorami wiosny?
„(...) to, co wzięliśmy za wiosenne piękno w rzeczywistości jest nowym rodzajem zła ukrywającym się pod licznymi warstwami osobliwych barw i woni.”

Metafizyczne i metaforyczne odniesienia dodają tu różnorodności i rzucają inne spojrzenie na akcję. Jakby w książkach zawsze były dwa spojrzenia - bohatera głównego i opozycyjne - reszty bohaterów. A tu pojawia się trzecie w postaci duchów dzieci, które zmieniają czytelnikowi punkt widzenia. I to tak, jakby to było naturalne i pojawiało się zawsze, tylko, że nie każdy może to dostrzec. Jeśli tak, wygląda na to, że powinniśmy więcej patrzeć i odczuwać. A to już dobra nauka płynąca z książki.

„Teraz naszym domem są tylko emocje.”

Relacja Malin z córką i Malin ze swoją matką każą się zastanowić, czy naprawdę przejmujemy pewne schematy czy one się pojawiają i tak, bez względu na to, czy tego chcemy, czy będziemy z nimi walczyć. A nawet jeśli nie walczyć to one i tak wkradną się i nami zawładną.

„(...) trzeba umieć sobie radzić ze swoim człowieczeństwem.”

„(...) choćby nie wiem jak chciało się pomóc drugiemu człowiekowi, to i tak trzeba się samemu uporać ze swoimi demonami.”

Im dalej w książkę, tym bardziej mamy nieodparte i coraz mocniejsze wrażenie, że chodzi tu tak naprawdę o walkę dobra ze złem i ich dominację nad światem oraz, że tak naprawdę to wszystko się do tych obu rzeczy sprowadza.

Oprócz kryminału jest to także historia matki, która próbuje walczyć o to, by znów nie stracić córki, choć nie przeczuwa, że być może i tak ją ciągle traci.
Jest to także historia kobiety, która walczy o swoją trzeźwość, bo tylko dzięki niej może nauczyć się żyć i odbudować to, na czym jej najbardziej zależy. Jest to jakby przepustką, warunkiem, którego nie może za żadne skarby złamać, bo drugiej szansy już raczej nie dostanie. Ani od innych ani, tym bardziej, od siebie.

Mniej więcej w połowie książki, mimo że ona i tak się nie nudzi, następuje zwrot w postaci nabierania prędkości. Akcja coraz bardziej się komplikuje, jednocześnie rozwiązując. To jest chyba najlepszy moment w tak dobrych książkach, gdy jesteś w samym środku wydarzeń, wiele się dzieje, teorie masowo przechodzą przez głowę i wiesz, że zostało ci jeszcze dość książki, żeby się tym stanem nasycić. Zwroty akcji wydają się tu nie być potrzebne do urozmaicenia historii ale i tak się zdarzają.

Gdy już sprawa zdaje się szybko zbliżać do końca, wszystko nagle spowalnia. Z jednej strony dowiadujemy się dość wielu nowych informacji, ale trudno nam je jeszcze ze sobą połączyć. Ten nowy, przeciągły styl wybija nas z rytmu i może irytuje, ale właśnie dzięki temu poznajemy emocje śledczych, którzy przeczuwają, że zaraz natrafią na tę konkretną, ostateczną informację, która zepnie wszystko w całość. Na razie jednak trzeba sprawdzić wszystkie poszlaki, bo ludzie są tak nieprzewidywalni, że ciężko stwierdzić i nawet nie wolno nam z góry stwierdzić, że coś jest mniej lub bardziej ważne.
Innymi słowy, książka potrzyma nas trochę w napięciu, jednak nie przesadnie, dawkując informacje, ale i odsłaniając je po trochu.

Jest to również historia, którą odkryjemy z biegiem książki, o innych relacjach rodzinnych, mrocznych, zimnych, które zdają się być raczej tresurą niż życiem rodzinnym. Przywołują na myśl okrutne hitlerowskie sposoby na to, by nauczyć swoich żołnierzy czy dowódców obozów wyprucia z emocji. Tutaj tym gorsze, że połączone z egoizmem, poszukiwaniem własnego zadowolenia. „Zwykłe” zaniedbanie, pracoholizm, nałogi, nie wydają się już być przy tym takie złe, okropne. Ale czy faktycznie, mimo wszystko nie są?
Czy naprawdę można oczekiwać że takimi sposobami osiągnie się sukces? Wytresuje ludzi – maszyny, idealnych biznesmenów? A może to ciągle dzieje się wokół nas, tylko ciężko nam to dostrzec?
A gdy tak tresowani ludzie stają się silni i słabi jednocześnie? I wszędzie, nawet tam, gdzie nie ma powodu, dostrzegają ją, i przesadnie, obsesyjnie wstydzą się tej słabości. To czy jest to jakaś, swego rodzaju, sprawiedliwość od losu?
Swoją odwagę pokażesz nie wtedy, gdy kogoś zabijesz, ale wtedy, gdy będziesz umiał darować komuś życie jak to mówił Gandalf w Hobbicie. Zatem jakim trzeba być człowiekiem, jak rozbitym, pustym i okrutnym, żeby w takim wypadku za słabość uznać to, że nie jesteś w stanie zabić.

Ludzie nigdy jeszcze nie byli tu tak podobni do zwierząt gdy okazuje się, że zabiją cudze, by ochronić swoje. Nie ma już wtedy społeczności. Na nic wysiłki  by zbudować idealny świat, wielką wspólnotę. Zawsze swoje będzie ważniejsze niż cudze.

Jak się również okazuje, dwa przeciwstawne światy mogą mieć ze sobą więcej wspólnego niż można na początku przypuszczać. Mogą się one różnić statusem materialnym, warunkami mieszkaniowymi, ale ostatecznie czy miłość matki nie jest w każdych warunkach tak samo silna, co bezradna?
Można uciekać w nałóg przez swoją własną matkę oraz ostatecznie można go przerwać dla własnych dzieci lub próbować je chronić przed jego skutkami a tym samym przed własnym unicestwieniem.

Autor każe nam również zadać sobie pytanie, czy można oddać swoje dziecko i tak po prostu z tym żyć? Z tych historii wynika, że życie budowane na kłamstwie, mimo że wszyscy udają, że jest idealne, staje się garści popiołu nie warte, a do tego zaczyna ciążyć, miażdżyć, zatruwać i szczuć jak wygłodniały potwór z koszmarów.

Czy ogromne i zarazem okropne przeżycie, nawet wśród ludzi obeznanych na co dzień z ciemniejszą stroną naszych ulic, może doprowadzić wraz z umysłem na głodzie do wizji o rzeczach, które nie istnieją, nie zdarzają się. Czy to te zdarzenia je wywołują, czy tylko budzą do życia dawne, uśpione predyspozycje człowieka?

Gdy umiera zło, gdy tak fizycznie umiera zło razem z człowiekiem, czy oznacza to, że pozostanie tylko to, co dobre?
Nie oznacza.


Czwarta odsłona ośmioczęściowej serii powinna się spodobać nie tylko miłośnikom kryminałów, zawiłych spraw policyjnych, zaskakujących zakończeń, ale również społecznikom, którzy lubią rozpatrywać na różne sposoby problemy społeczne oraz tym z czytelników, którzy lubią wnikać w głowę bohaterów, szukać w psychice przyczyn ich zachowań.
Ma w sobie wiele różnorodności, dlatego jest taka pociągająca.

Na pewno warto zajrzeć.

Komentarze