Kai Strittmatter, "Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura"




Szykując się na tą książkę, nie byłam do końca pewna, czego się spodziewać. Wiem co nieco o technologii w Chinach, główne z relacji ludzi, którzy tam mieszkają, ale ciekawiło mnie, czy dowiem się czegoś więcej. Dostałam odpowiedź na jedno z bardziej nurtujących mnie pytań -  jak właściwe technologia, która kojarzy nam się z wolnością, postępem, wychodzeniem poza schemat, a jednocześnie czymś materialnym i tak bardzo zakorzenionym w naszych czasach, miałaby podporządkować się ideom, które kojarzymy jedynie z relacji naszych rodziców, które wydają się nie przystawać do naszej postępowej rzeczywistości. 
Tym właśnie mnie zaskoczyła. 

Pomógł mi także kontekst historyczny, dzięki któremu zrozumiałam, dlaczego i jak te idee a później nowoczesna technologia zadomowiły się w tak, wydawałoby się przecież, zamkniętym państwie. 
Ta książka otworzyła mi również oczy na rzeczy, które Europa także przeoczyła. 

„Aby panoptykon mógł funkcjonować, spojrzenie wszechwidzącego oka nie musi rzeczywiście na wszystkich spoczywać. Wystarczy, że poddani będą czuli, że tak jest. Nawet jeśli patrzącego w ogóle tam nie ma.”

Bo pomyślcie, z czym Wam się kojarzą Chiny? Zacofanie, brud, dziwne zwyczaje, ludzie ślepi i zamknięci na rzeczywistość, może ktoś przekłada obraz z PRLu na warunki chińskie?
Jakby to powiedział jeden znany youtuber – nic bardziej mylnego. 

„Dzisiaj nawet żebracy w Pekinie operują kodami kreskowymi, które przechodzący skanuje za pomocą aplikacji WeChat, żeby przesłać im datek.”
Może nie jest to najlepszy przykład, ale chyba już domyślacie się, co mam na myśli. Europa przespała kilka ładnych lat, pławiąc się w dobrodziejstwach, nie myśląc o Państwie Środka, który nie marnował czasu i powziął sobie za cel nie tylko inwigilowanie każdego obywatela, nie tylko usypianie czujności młodych ludzi, wpuszczając ich w sam środek konsumpcyjnego oceanu, on zaczyna powoli iść po więcej. I jeśli dobrze się przyjrzymy, wiele krajów powoli na to przystaje. 

„Z takimi państwami jak Węgry czy Grecja Chiny siedzą w zasadzie w Brukseli przy jednym stole. Nie istnieje już właściwe anie jedna istotna kwestia dotycząca Chin, w której kraje UE byłyby jednomyślne.”

Mam nadzieję, że samo to zagajenie tematu zachęci Was do sięgnięcia po tą książkę. Warto. Warto wiedzieć więcej i na nowo orientować się, co się dzieje wokół nas. 

Zakończę na poważniejszej nucie, bo choć książkę czyta się świetnie, a właściwe się ją pochłania, jak dla mnie ma ona wydźwięk słodko – gorzki. 

Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że czytając opisy życia ludzi w Chinach, czy też tego, jak działa władza, zatrzymam się na chwilę by stwierdzić – ale to jest przecież o nas! Miałam wrażenie przy niektórych fragmentach, że wystarczyłoby zamienić słowa „chiński” na „polski”. 
Nie było to najprzyjemniejsze odkrycie i chciałabym mieć nadzieję, że się mylę. Dla ciekawych, fragmenty:

„Dzisiaj, tak samo jak kiedyś, Chiny stoją bezradne wobec tych samych egzystencjalnych pytań: jak postępować ze światem, jak postępować z własnymi obywatelami?”

„Xi Jinping podsyca oczekiwania, których nie będzie mógł całkowicie wypełnić. Nacjonalizm łatwo się rozrasta do rozmiarów monstrum, którego również jego twórcy nie są w stanie w pełni kontrolować. (…) Co się stanie, jeśli gospodarka Chin po niemal czterech dekadach wzrostu wejdzie w okres kryzysu? A więc kiedy partii będzie groziła utrata jednego filaru legitymizacji – nieustannie wzrastającego dobrobytu – i pozostanie jej już tylko nacjonalizm?”. 

„Kiedy przyglądam się dzisiejszym Chinom, widzę naród prosperujący, ale jednak spaczony – mówi pisarz Yan Lianke. - Widzę korupcję, absurdy, nieporządek i chaos. Jesteśmy świadkami zanikania systemu moralnego, który kształtował się przez tysiące lat, opartego na szacunku dla człowieka.”


A tak już na sam koniec – mam nadzieję, że podanymi cytatami i swoimi przemyśleniami, bardziej zachęcę niż odstraszę do sięgnięcia po tą pozycję.  :)


Komentarze

Prześlij komentarz