M. Wójcik, "W rodzinie ojca mego"

Nie raz dziwiłam się temu jakim fenomenem jest Radio Maryja i społeczność skupiona wokół tej rozgłośni. Wciąż mnie zaskakuje to jak jedna osoba, która za tym stoi może mieć taki wpływ nie tylko na ludzi i Kościół, ale również na państwo. Ta myśl sprawia że czuję uścisk w okolicach żołądka, bo nie pałam sympatią i zaufaniem do Ojca Rydzyka, który niewątpliwie dysponuje sporą władzą i wpływami. 

Mimo wszystko nie mogłam się oprzeć pokusie bliższego przyjrzenia się społeczności skupionej wokół ojca Rydzyka, radia Maryja i telewizji Trwam. Powodowała mną chęć lepszego zrozumienia tegoż fenomenu, dlatego też sięgnęłam po publikację Marcina Wójcika pt. "W rodzinie ojca mego".

Jest to reportaż ukazujący funkcjonowanie wyżej wspomnianej społeczności i niestety muszę przyznać, że z tej książki wyłania się smutny obraz ludzi, którzy po prostu szukają swojego miejsca i wspólnoty, w której mogą poczuć się bezpieczni i potrzebni. 
Przez to są w stanie zaufać komuś na tyle, że często podchodzą bezkrytycznie do słów osób, uważanych za autorytety walczące w imię wyższej sprawy. I to właśnie chyba tu tkwi fenomen ojca Rydzyka - w tym, że w pewien pokręcony sposób zaspokaja część społecznych potrzeb ludzi, przez co oni za nim idą. 

Marcin Wójcik ukazuje historie różnych osób pokazując to co odnajdują w Rodzinie Radia Maryja i często są to historie zagubionych osób, którzy dodatkowo gdzieś zagubili się w tym wszystkim oraz wyłączyli krytyczne i samodzielne myślenie. Zdarza się, że takie zawierzenie się komuś doprowadza do tragedii - w tym sensie, że cierpią na tym najbliżsi danej osoby, przez jej fanatyzm i ślepe zapatrzenie w określone podejście do Boga oraz religii. I tu nie chodzi o próby nawracania, bo te w pewnych granicach są ok, ale o przemoc wobec najbliższych usprawiedliwianą chęcią dobra dla drugiej osoby i chęcią, aby żyła ona według określonych zasad. 

Jednak chyba najbardziej przeraziło mnie to, że społeczność skupiona wokół radia Maryja jest utrzymana w poczuciu, że ciągle ktoś im zagraża i czyha na osoby wierzące, polskie rodziny i katolickie media. Stąd każde odmienne zdanie od tego jedynego słusznego jest traktowane jak atak nie tylko na Kościół, ale także na polską rodzinę i tradycję. Jak się okazuje często to prowadzi do postawy, w której nie zauważa się przemocy psychicznej (i nie tylko), którą stosuje syn czy sąsiad wobec swoich najbliższych, bo np. dzieciom trzeba wpoić pewne wartości, żeby wyszły na ludzi (a, że zwykle karze się je np. laniem pokrzywami po gołej skórze czy klęczeniem na grochu to już inna sprawa). 

Wiem, że po publikacji "W rodzinie ojca mego" pojawiły się głosy, że wiele rzeczy w tym reportażu jest zakłamane, zmanipulowane czy wyrwane z kontekstu. Jednak ja nie miałam wrażenia, żeby tak było tym bardziej, że autor raczej oddaje głos swoim bohaterom niż opisuje wydarzenia. Nie znalazłam tu też ataku na społeczność skupioną wobec ojca Rydzyka, chociaż z obrazu, który wyłania się z reportażu Wójcika każdy wyciągnie swoje wnioski.

Po przeczytaniu powyższej książki nieco rozjaśniło mi się w głowie jeżeli chodzi o Rodzinę Radia Maryja. Dziś mam dla tych ludzi więcej zrozumienia i współczucia ze względu na to, że teraz widzę, że w pewnym stopniu zostali zmanipulowani. Chciałabym się mylić w swoich osądach, jednak pozostaje mi tylko nadzieja, że mimo wszystko wypływa z tego wszystkiego, chociaż trochę dobra - tylko dlaczego mam poczucie, że tak nie jest? 

Komentarze

Prześlij komentarz