"Zmierzch" Stephanie Meyer

Chyba jeszcze nigdy nie wracałam do raz przeczytanej książki. Jakoś nie miałam takiej potrzeby. Jednak kiedy doszedł do mnie mój egzemplarz "Słońca w mroku", czyli "Zmierzchu" opowiedzianego z perspektywy Edwarda postanowiłam sobie odświeżyć pierwszą część sagi.

Bella przeprowadza się do swojego ojca do Forks, w którym planuje zostać jakiś czas, ponieważ jej matka chce towarzyszyć swojemu nowemu partnerowi na treningach i meczach. Nastolatka próbuje się odnaleźć w nowym miejscu i wśród nowych znajomych. Już pierwszego dnia szkoły zwraca uwagę na dość niezwykłych nastolatków, którzy zdecydowanie wyróżniają się wśród innych uczniów. W grupce, która przykuła jej uwagę jest m. in. Edward, który najbardziej zwraca jej uwagę. Między Bellą i Edwardem dość szybko nawiązuje się relacja, która już od początku jest dość dziwna i skomplikowana. Dość szybko przekonujemy się, że chłopak nie jest zwykłym nastolatkiem, a Bella przy nim nie jest do końca bezpieczna. Mimo to pomiędzy Bellą i Edwardem zaczyna rozkwitać pewne uczucie...

Powiem Wam, że dziwnie mi było po latach wrócić do tej historii, jednak spojrzałam na nią nieco inaczej niż w momencie, gdy po raz pierwszy ją czytałam. Za pierwszym razem uznałam ją za złą i tandetną, w której bohaterowie po prostu są życiowymi łajzami. Jednak teraz kiedy czytałam to bardziej świadomie odkryłam wiele nowych rzeczy, których nie widziałam wcześniej. 

Bella

To jak bardzo Bella ma problemy z koordynacją sprawiało, że często wybuchałam śmiechem, bo miało to wręcz komediowy wydźwięk, chociaż tak na prawdę chyba nie taki miał być zamysł autorki. Poza tym nasza główna bohaterka jest niepewną siebie introwertyczką, która wydaje się być gburowata - chociaż introwertycy przeważnie są tak odbierani. Jednak każdy introwertyk mimo wszystko potrzebuje jakiejś relacji i w nowym miejscu zwykle znajduje sobie kogoś bliskiego.

W tym przypadku można by rzec, że tym kimś bliskim okazał się być po prostu Edward i być może nikt inny się nie napatoczył, ale...
  • Bella już od pierwszego dnia w szkole wywołuje spore zainteresowanie innych uczniów wśród których spokojnie mogłaby znaleźć sobie znajomych. Jednak odniosłam wrażenie, że robi wszystkim łaskę, że w ogóle z nimi rozmawia. Tak jakby nikt nie był godzien. 
  • Nastolatka musiała akurat skupić się na tym bogatym, niesamowicie przystojnym, tajemniczym i niedostępnym chłopaku, z którym jako jedynej ze szkoły udało się nawiązać jakąś relację. Bo w sumie po co będzie się zadawać z szaraczkami?
  • Odniosłam również wrażenie, że Bella odtrąca od siebie wszystkich tych, którzy nie są Edwardem lub nie należą do jego rodziny - tak, łącznie z rodzicami, których podobno kocha. 
Poza tym główna bohaterka bezwiednie podąża za Edwardem i bez zająknięcia robi to wszystko czego chce od niej chłopak. Powiem Wam, że to jest przerażające jak bardzo toksyczna jest jej relacja z wampirem i jak bezrefleksyjnie w nią wchodzi. Dodatkowo odniosłam wrażenie, że z całej sagi wybrzmiewa takie nieco podprogowe przesłanie, że Bella bez Edwarda będzie po prostu nieszczęśliwa do tego stopnia, że nie będzie chciało jej się żyć. Ten fakt z perspektywy osoby, która jest w długoletnim związku jest nie do pomyślenia. I mimo tego, że bardzo kocham swojego męża, to jeżeli kiedyś z jakichś powodów byśmy się rozstali to pewnie po jakimś czasie doszłabym do siebie i zaczęła budować swoje życie na nowo. Ale tu płynie w sumie dość jasny przekaz, że bez wspaniałego faceta u boku szczęśliwe życie jest niemożliwe. To jest jakaś masakra:/ 

Edward

Teoretycznie ma ponad 100 lat, ale miałam wrażenie, że zachowuje się tak jakby właśnie zaczął dojrzewać. Dodatkowo jest typem, który jest mocno zaborczy i toksyczny. Poza tym moim zdaniem zachowuje się jak cwaniak i lubi narzucać swoje zdanie innym. Poniekąd jest też stalkerem, ponieważ jego obsesja dotycząca Belli popycha go do śledzenia dziewczyny oraz przesiadywania w jej pokoju nocą i patrzenie jak śpi.


Postacie męskie i kobiece w książce. 

To co jeszcze mnie uderzyło jak czytałam ponownie tą powieść to, to, że w "Zmierzchu" zarówno chłopcy jak i mężczyźni usiłują być takimi toksycznymi macho, którzy zawsze mają rację, a kobiety mają się im podporządkowywać i robić to czego się od nich oczekuje. Dodatkowo zarówno dziewczyny, jak i kobiety podążają za swoimi partnerami tak jakby nie miały swojego życia, pasji czy marzeń, za którymi chcą iść. Mam wrażenie, że całą ambicją bohaterek tej powieści jest uwieszenie się na jakimś w miarę fajnym facecie. I powiem Wam, że to jest straszne, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mój partner jest całym moim życiem - dla mnie to smutna i przytłaczająca sytuacja. Jednak to w jakie relacje wikłają się bohaterki tej historii nie zmienia faktu, że koleżanki Belli są po prostu pustymi wydmuszkami, które nic sobą nie reprezentują. Idealnie obrazuje to sytuacja, w której Bella wybiera się z koleżankami na zakupy i w pewnym momencie dziewczyny się rozdzielają, bo Bella chce iść do księgarni rozejrzeć się za jakimiś książkami. Umawiają się jednak na to, że wspólnie coś zjedzą. Zanim jednak główna bohaterka dociera do restauracji, w której miała spotkać się ze znajomymi mija sporo czasu i dzieją się rzeczy, które sprawiają, że wpada na Edwarda. W efekcie na ponowne spotkanie z koleżankami idzie razem z chłopakiem i wpada na nie, kiedy te już skończyły jeść i szły do samochodu. I tak się zastanawiam co miały zamiar zrobić...wrócić do Forks bez Belli? Pojechać jej szukać? Nie wiem, ale moim zdaniem po prostu chciały ją zostawić samą. 

W ogóle wszyscy w powieści mają jakąś dziwną obsesję na punkcie Belli, którą postrzegają jak kogoś wyjątkowego, chociaż tak naprawdę jest niczym nie wyróżniającą się i bardzo niezdarną nastolatką. Zupełnie nie rozumiem tego fenomenu, chociaż wiem, że jako ktoś nowy w mieście przez chwilę mogła wzbudzić ciekawość innych.

"Zmierzchu", jego wadach i absurdach w tej powieści można pisać jeszcze długo (np. ciągłe wzmianki o tym, że w Forks często pada; a silnik samochodu, którym jeździ Bella głośno "chodzi"). Jednak nie chciałabym Was zanudzać swoimi wywodami. Jednak mimo tego, że powyższa historia jest po prostu zła, to mam do niej pewien sentyment i chętnie do niej wróciłam. Jestem ciekawa czy "Słońce w mroku" będzie dojrzalsze i czy przynajmniej główni bohaterowie nabiorą więcej charakteru i pozytywnych cech. 

Tymczasem dajcie znać czy czytaliście kiedyś tą serię i jak ją wspominacie. Jestem ciekawa czy macie podobne zdanie do mojego czy jednak uważacie coś zupełnie innego. 

Pozdrawiam 
Natalia 

Niektórzy z Was mogą znać już powyższą notkę, ponieważ wcześniej pojawiła się na moim osobistym blogu - https://mojportret.blogspot.com/

Komentarze

  1. Do tej sagi mam ogromny sentyment. Czytałam ją jeszcze w podstawówce. Co by o niej nie mówić, zawsze będzie mi się pozytywnie kojarzyć z tamtym czasem właśnie. ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytałam ją jak już byłam na studiach, ale i tak miło ją wspominam i również mam do niej sentyment.
      Pozdrawiam
      Natalia

      Usuń
  2. A wiesz, że nigdy nie czytałam "Zmierzchu"? :) Oglądałam tylko kiedyś film. Chyba mnie nieszczególnie do tej historii ciągnie - za dużo mam innych tytułów na liście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam sporą listę książek do przeczytania, ale do "Zmierzchu" wróciłam tym bardziej, że chciałam przeczytać "Życie i śmierć. Zmierzch opowiedziany na nowo", które już przeczytałam. Przede mną jeszcze "Słońce w mroku". Ale chyba wiele osób w moim wieku i zbliżonym ma do tej serii słabość.

      Usuń
  3. Ja już dawno mam za sobą całą tą sagę. I śmiało mogę napisać, że tylko pierwsza i od połowy ostatnia część mi się podobała. Reszta była nudna i pisana na siłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam tą serię dawno za sobą. Jednak to był mój rereading przed przeczytaniem "Życie i śmierć. Zmierzch opowiedziany na nowo" i "Słońca w mroku". Poza tym ja nie mam takiego wrażenia, że cała seria jest pisana na siłę.

      Usuń
  4. Nie czytałam. Może pora przeczytać?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak uważam, że "Zmierzch" jest dużo gorszy od np. "Harry'ego Pottera" to do niego jakoś potrafię wracać, gdy do ksiązki Rowling absolutnie nie. Jasne, raczej robię to w sposób ironiczny, niż na serio, ale jakiś sentyment mi pozostał. To jednak mój pierwszy romans w życiu, który przeżywałam razem ze szkolnymi koleżankami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz