"Marzycielki",Jessie Burton

Gdzieś we mnie wciąż jest mała dziewczynka dzięki, której wciąż czytam książki dla dzieci i młodzieży. Po tego typu literaturę sięgam najczęściej na tak zwany rozruch lub kiedy potrzebuję lekkiej, przyjemnej i niewymagającej lektury.

"Marzycielki" Jessie Burton ściągnęły mnie do siebie obietnicą pokrzepiającej historii o sile kobiet oraz mocy siostrzanej miłości, która została ubrana w baśniową otoczkę. 

~*~

12 księżniczek pewnego dnia traci matkę. Dla dorastających dziewczyn jest to cios, po którym ciężko jest się pozbierać. Jednak młode damy przez szacunek do zmarłej matki starają się żyć zgodnie z tym co im wpoiła - czyli rozwijają swoje umiejętności i zainteresowania. Kiedy wydaje się, że życie powoli zaczyna nabierać barw normalności do akcji wkracza ojciec dziewczynek, który nie potrafi poradzić sobie z utratą żony. Mężczyzna powoli zaczyna odbierać im to co je rozwija i sprawia przyjemność, by na końcu odizolować je od świata w jednej wielkiej komnacie. Mężczyzna tłumaczy to sobie troską  bezpieczeństwo córek, chociaż tak na prawdę zamyka je w złotej klatce. Naturalnie księżniczki zaczynają się buntować i szukać sposobu na zmianę sytuacji...

"Marzycielki" to historia, która osadzona na dobrze znanym nam motywach świetnie pokazuje siłę kobiet i ich zdolność do działania w trudnych sytuacjach. Z pozoru nieco naiwna i banalna, ale pod całą otoczką znajdziemy opowieść, która wzbudza w nas wiarę we własne siły oraz nadzieję na to, że z każdego wydarzenia płynie jakaś nauka, a niemalże w każdej sytuacji można znaleźć jakieś wyjście. 

Tą książeczkę czytałam z przyjemnością i mam nadzieję, że w tym roku uda mi się przeczytać przynajmniej jeszcze "Miniaturzystkę" tej autorki. 

Komentarze