"Ogień i krew. Cz. 1", G. R. R. Martin

Jednym z seriali, na które czekam w tym roku jest prequel do "Gry o tron". Jakiś czas temu postanowiłam sobie umilić oczekiwanie i sięgnąć po książkowy pierwowzór serialu o Targaryenach. Jeszcze w zeszłym roku przeczytałam pierwszą część "Ognia i Krwi", George'a R. R. Martina. Jest to historia dojścia do władzy Targaryenów i umacniania przez nich swojej pozycji w Westeros.

To była fascynująca podróż do samych początków Królewskiej Przystani i kształtowania się Westeros do takiej formy, którą znamy z "Gry o tron". Dostałam też kilka odpowiedzi na pytania, które towarzyszyły mi już od dawna - chociażby co do Valyrii. Poza tym Targaryenowie okazali się jeszcze bardziej ciekawi niż myślałam. Wiele postaci polubiłam - chociażby Jaehaerysa I, którego darzyłam ogromnym szacunkiem i podziwem...takim, jakim tylko można darzyć postać z książki. Naturalnie zdarzały się też postaci, które mnie irytowały i/lub wzbudzały moją niechęć - ale one z założenia takie właśnie miały być. Dlatego uważam, że jeżeli twórcy serialu dobrze to rozegrali to serial powinien dostarczyć nam wielu emocji i wrażeń. 

Jednak jest coś co skutecznie psuło mi przyjemność z czytania tej powieści. A mianowicie to jak została ona napisana. Przypuszczam, że z założenia miało to być coś na kształt kroniki czy relacji z rządów 
Targaryenów, stąd ten rzeczowy i bardzo suchy język. I tak jak to jeszcze jestem w stanie sobie wytłumaczyć i jakoś przeżyć; tak do chaosu w fabule nie mogłam się przyzwyczaić. Autor opowiadając nam o jakichś wydarzeniach często wspomina o kilku rzeczach, które działy się w tym samym czasie, ale w pewnym momencie stwierdza, ze na razie skupi się na jednej, a do reszty wróci za jakiś czas. Taki zabieg spowodował, że często miałam poczucie, ze coś dzieje się w oderwaniu od reszty i nie mogłam sobie osadzić danych wydarzeń w szerszym kontekście. To było bardzo irytujące, niemniej jednak pewne fakty na temat tego co się wtedy działo ciekawiły mnie na tyle, że skończyłam czytać tą książkę. Jednak zmęczyła mnie na tyle, że nie sięgnę zbyt szybko po drugą część. 

Nie wiem jak Wy, ale ja dość długo tłumaczyłam sobie pewne mankamenty książek Martina po prostu złym tłumaczeniem. Ale teraz zaczynam przypuszczać, że ten autor ma po prostu kiepski warsztat pisarski i mimo świetnych pomysłów na fabułę jego książki zwyczajnie źle się czytają. A Wy co sądzicie na ten temat? 

Pozdrawiam 
Natalia

Komentarze

  1. To zdecydowanie nie są moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko mam w planach tę książkę. Jestem ciekawa, czy mnie także będzie przeszkadzał styl autora. Do tej pory czytałam pierwszy tom GoT i podobał mi się :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz