3 książki, których autorki odświeżyły mitologicznych bohaterów.

Ostatnio coraz bardziej przekonuję się do książek inspirowanych mitologią z różnych stron świata. Myślę, że będę po nie sięgać coraz częściej, a co za tym idzie wspominać o nich w naszych social mediach. 

Na dobry początek chcę Wam polecić 3 książki, które moim zdaniem są warte uwagi. 

"Anna Inn w grobowcach świata", Olga Tokarczuk

W tej książce Tokarczuk uwspółcześniła historię o sumeryjskiej bogini Inannie, która zstąpiła do krainy zmarłych. Znajdujemy tu zatem niezwykłą historię  rozpisaną na wiele głosów, w której wizja nowoczesności splata się z tym co uniwersalne - ponadczasową i głęboko ludzką historią o przezwyciężaniu śmierci. Bardzo ciekawe jest to, że mit o tej bogini ma ok. 4 tysiące lat.

"Anna Inn w grobowcach świata" to historia, która zawiera w sobie minimalistyczny i niezwykły świat pełen metafor, który moim zdaniem jest dość charakterystyczny dla Tokarczuk. Dlatego też jeżeli lubicie zwroty akcji i w ogóle jak dużo się dzieje to ta książka może Wam się nie spodobać. Ja jednak jestem z tych osób, które lubią czasem zatopić się w metaforycznej i nieśpiesznej historii, delektując się jej urokiem oraz analizując znaczenia ukryte między słowami i mogąc odnosić je do swojego życia.

Opowieść, którą dostałam w tej książce potrzebuje czasu, aby jej sens dotarł do czytelnika - dlatego nie umiałam jej szybko przeczytać. Wolałam cieszyć się jej lekturą we własnym tempie i jak najpełniej odkrywać to co przygotowała dla mnie pisarka. W efekcie mam w swoim egzemplarzu mnóstwo pozaznaczanych fragmentów, które skłoniły mnie do przemyśleń lub po prostu mi się spodobały. Dodatkowo już w trakcie czytania zaczęłam szukać wiadomości o Inannie, po to, aby móc lepiej zrozumieć historię zawartą w tej powieści - żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej, bo to bardzo ułatwiłoby mi czytanie. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wrócić do "Anny In..." za jakiś czas jak już uzupełnię braki w swojej wiedzy o mitologii sumeryjskiej. Nie zdziwi mnie to jeżeli przy każdym kolejnym podejściu do tej powieści będę odkrywać ją z zupełnie nowej strony, odkrywając nowe znaczenia i zakamarki, których nie dostrzegłam przy pierwszym razie. I to chyba jest w prozie Tokarczuk najlepsze - że każda historia jest tak wielowymiarowa, że można ją czytać wiele razy odkrywając dla siebie coś nowego. 

Jeżeli jesteście dopiero przed swoim pierwszym spotkaniem z twórczością Olgi Tokarczuk to moim zdaniem nie jest to dobra pozycja na rozpoczynanie tej znajomości. Na początek sięgnijcie raczej po "Prowadź swój pług przez kości umarłych" lub "Opowiadania bizarne". Myślę, że na początek te dwie książki będą lepsze niż "Anna Inn...", która dla mnie była bardziej wymagająca od tamtych dwóch publikacji. Niemniej jednak jeżeli szukacie historii inspirowanej sumeryjską mitologią to powyższa powieść jest jak najbardziej godna uwagi. 

"Pieśń o Achillesie", MadelineMiller


W powyższej powieści znajduje się opowieść, którą teoretycznie wszyscy znamy i raczej nie powinna nas niczym zaskoczyć. Jednakże dzięki autorce możemy spojrzeć na Achillesa i jego historię z nieco innej strony, bo z perspektywy jego najbliższego przyjaciela. Otóż pod lśniącą zbroją bohatera znajdujemy nie tylko herosa, ale również człowieka z krwi i kości. Jest to też pieśń o najwspanialszym z bohaterów wyśpiewana przez jedną z najbliższych osób Achillesa. Okazuje się, że w powyższej historii obok okrucieństwa i siły znajduje się też miejsce na miłość i poświęcenie. W końcu tylko on może zapewnić Grecji wygraną w wyniszczającej i długiej wojnie, jednak zwycięstwo dopełni się dopiero wtedy, kiedy zginie. Zapowiedź tragedii nie opuszcza go ani na krok, przez co zarówno Achilles, jak i Patroklos żyją w jej cieniu. 

Jednakże "Pieśń o Achillesie" to coś więcej niż historia o wojnie, bohaterstwie i przeznaczeniu. To również - a może przede wszystkim historia o miłości, przyjaźni oraz ogromnym oddaniu. Jednak relacja między dwojgiem głównych bohaterów nie jest łatwa. W końcu Achilles jest najpiękniejszym, najsilniejszym i najbardziej utalentowanym z synów Grecji, który z czasem przeistacza się w największego bohatera swoich czasów. Tymczasem Patroklosowi brakuje nawet małej cząstki tego co ma Achilles. Jest wygnańcem - dziwnym, słabym i nic nieznaczącym. Mimo to pewnego dnia między nimi zadzierzga się nić przyjaźni. A kiedy Grecję obiega wieść o porwaniu do Troi pięknej Heleny, obaj mężczyźni są zmuszeni do tego, żeby zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem, które odnajdzie ich niezależnie od tego jak bardzo będą chcieli je oszukać.

~*~

Zabierając się za tę książkę dobrze wiedziałam czego się spodziewać. Już czytając pierwsze zdanie tej historii wiedziałam,  co się wydarzy oraz, że  dla Achillesa nie będzie szczęśliwego zakończenia -chociaż tu właściwie jest ono słodko-gorzkie. Droga, którą przeszłam podążając z Achillesem i Patroklosem pod Troję okazała się piękną oraz wzruszającą podróżą, za którą jestem bardzo wdzięczna autorce. Śledząc losy obu bohaterów i spoglądając na Achillesa oczami najbliższej mu osoby mogłam odkryć na nowo historię, którą tak dobrze znam. W dodatku zachwyciła mnie relacja między Achillesem a Patroklosem, która była pełna oddania, poświęcenia, lojalności, a przede wszystkim miłości doprawionej pożądaniem. To wszystko opowiedziane jest w piękny i pełen wyczucia sposób, który sprawił, że "Pieśń o Achillesie" stała się bardzo bliska mojemu sercu i w przyszłości pewnie nie raz do niej wrócę. Powiem Wam, że nie spodziewałam się tego jak bardzo zachwycę się miłością Patroklosa i Achillesa, i tego jak pięknie zostanie przedstawiona. I tak jak nie lubię wątków miłosnych w książkach, po które sięgam, tak w tej historii kupuję go w całości. W dodatku opowieść snuta przez Madline Miller to też opowieść o bogach, królach, honorze i odwadze, a cała otoczka związana z dwójką głównych bohaterów tylko nadaje jej charakteru i nadaje jej świeżości. 


Sięgając po powyższą powieść miałam wobec niej duże oczekiwania, jednak były one doprawione szczyptą strachu przed tym, że to co znajdę w "Pieśni o Achillesie" zwyczajnie mnie zawiedzie. I powiem Wam, że niepotrzebnie się bałam, bo okazało się, że bardzo polubiłam Achillesa i Patroklosa, których historia bardzo mnie wzruszyła i za którymi zaczęłam tęsknić już w momencie, w którym skończyłam czytać tę historię.

Natomiast ostatnią książką, o której chcę Wam dziś wspomnieć jest:

"Kirke", Madeline Miller

Otóż Kirke długo nie wiedziała kim jest. Urodziła się wśród bogów i tytanów, ale była dla nich zbyt mało potężna, za mało piękna i zbyt mało okrutna. Jednak kiedy spotkała pierwszego śmiertelnika, stało się jasne, że drzemie w niej siła, która może zagrozić nie tylko bogom, ale również tytanom. W związku z tym wszyscy zaczęli jej się bać, przez co została skazana na wygnanie. 

Główna bohaterka odtrącona przez bogów i ludzi musi radzić sobie sama zesłana na bezludną wyspę. Kirke jest również postacią, która mimo wygnania musi zmagać się z wieloma przeciwnościami losu, a jej drogi przecinają się z wieloma bogami, herosami i ludźmi, których dobrze znamy z mitów i pieśni, znanych nam m. in. ze szkoły. 

Tak jak wspomniałam na początku - miałam wobec "Kirke" dość spore oczekiwania. Liczyłam na piękną historię, która zostanie ze mną na dłużej i, do której będę mogła wracać. Po części tak zapewne jest bo w powyższej powieści jest zawarta niezwykła historia, jednak "Kirke" nie jest top of the top na mojej liście ulubionych książek. Dlaczego? O tym za chwilę, bo na razie chcę się skupić na plusach. "Kirke" jest dla mnie swoistym połączeniem "Odysei" z mitologią, co samo w sobie jest dla mnie czymś ciekawym i intrygującym. Z racji tego, że poznajemy wszystko z perspektywy głównej bohaterki, możemy bliżej poznać nie tylko bogów i tytanów, ale również samego Odyseusza. Dzięki tej powieści połączyły mi się pewne kropki, dzięki czemu zmieniłam nieco swoje postrzeganie poszczególnych postaci. Przede wszystkim inaczej patrzę na Odyseusza i jego kompanów, gdyż spojrzałam na nich przez pryzmat PTSD, którego mogli dorobić się na wojnie z Troją. Przez to ten człowiek nie jawił mi się już jako niezłomny bohater, ale stał się bardziej ludzki, chociaż to nie zmienia faktu, że wciąż go nie lubię. Co do samej Kirke to okazała się być postacią, z którą dość łatwo przyszło mi się utożsamić, ponieważ mam poczucie, że sporo mnie z nią łączy. Zresztą jest to jedna z tych postaci, z którą dość łatwo można się utożsamić, bo moim zdaniem wiele kobiet ma podobne do niej doświadczenia. W każdym razie "Kirke" okazała się być dla mnie historią, która zabrała mnie w fascynującą podróż zarówno przez wzgląd na wyraziste postaci, jak również przez odświeżenie historii znanych mi z mitologii oraz innych tekstów, które wydawało mi się, że dobrze znam. Jednakże tą książkę czytało mi się dużo gorzej niż "Pieśń o Achillesie". Otóż przez "Pieśń o Achillesie" praktycznie płynęłam i zachwycałam się relacją Patroklosa i Achillesa, jednak w przypadku "Kirke" miałam wrażenie, że pióro autorki jest w tym przypadku dość toporne, a cała powieść mocno przegadana, przez co trudniej było mi się skupić na czytaniu. Poza tym pomimo, że w pewien sposób utożsamiałam się z główną bohaterką to nijak nie potrafiłam jej polubić. Dość często drażniło mnie jej zachowanie, podejście do życia i spora naiwność, która jakoś gryzła mi się z jej boskością. Jak na kogoś, kto jest dzieckiem Heliosa za bardzo użalała się nad sobą i nie potrafiła się ogarnąć - nawet jak już dotarło do niej, że tak naprawdę jest potężna.

"Kirke" to książka, która nie  jest pozbawiona wad, jednak cieszę się, że po nią sięgnęłam. Chociażby dlatego, że w połączeniu z "Pieśnią o Achillesie" odświeżyłam sobie nie tylko mitologię, ale również "Iliadę" oraz "Odyseję".  Jednak w przypadku obu książek Madeline Miller wszystkie te historie nabrały nowego wymiaru i spojrzałam na nie z nieco innej strony. A to już samo w sobie jest moim zdaniem świetną rekomendacją dla książek pani Miller.

Mam nadzieję, że udało mi się Was zainteresować powyższymi książkami. A jeżeli już je znacie to napiszcie w komentarzach co myślicie o tych książkach. 

Pozdrawiam 
Natalia

Komentarze

  1. Jakiś sposobem (chociaż czytało się na studiach Tokarczuk) to zupełnie nie miałam pojęcia o istnieniu pierwszej książki. Cóż, czas ją nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam dwie z tych książek - "Kirke" oraz "Pieśń Achillesa". I ta pierwsza podobała mi się bardzo, druga była ok, ale momentami mnie nudziła, więc nie będzie najlepszą lekturą jaką znam ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz - ja miałam odwrotnie. To "Pieśń o Achillesie" podobała mi się bardziej. No, ale wszystko to rzecz gustu. :)

      Usuń
  3. Nie wiem czemu, ale do książek Olgi Tokarczuk jakoś nie mogę się przekonać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że Tokarczuk to autorka, która zbiera dość skrajne opinie i albo się ją polubi, albo wręcz przeciwnie. Więc nic na siłę - tym bardziej, że jest w czym wybierać.

      Usuń
  4. Za "Anna Inn w grobowcach świata" zabieram się, zabieram i nie mogę się zabrać. Kiedyś na pewno przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz