Powrót do świata Nocnych Łowców.

Po przeczytaniu Diabelskich Maszyn Cassandry Clare postanowiłam wrócić do podstawowej serii o Nocnych Łowcach. Zrobiłam sobie rereading "Miasta kości" i niedawno skończyłam czytać również "Miasto popiołów". W pierwszej części Clary odkrywa istnienie świata, w którym współistnieją ze sobą m. in. Nocni Łowcy, wampiry, demony czy magowie. Odkrycie tego świata zbiega się z dramatycznymi wydarzeniami w życiu nastolatki, mimo to nowo odkryty świat pochłonął ją bez reszty. 


Jeżeli chodzi o "Miasto kości" pamiętam, że dużo rzeczy mnie w nim irytowało - od dialogów, poprzez płaskie i nudne postaci po słabą korektę. W dodatku w moim odczuciu młodzi Nocni Łowcy to banda niedojrzałych dzieciaków, która uważa się za bardzo dorosłych i z łatwością zabija nawet bardzo potężne demony. Nastoletni Nefilim przypominali mi trochę grupkę kaszojadów z przedszkola bawiących się w gangi. Czytając tę książkę odniosłam wrażenie, że wśród Nocnych Łowców panuje anarchia i tak na prawdę każdy robi co chce, a byle dzieciaki mogą rozpierdzielić system i narobić na prawdę niesamowitego "bigosu" jeżeli chodzi chociażby o funkcjonowanie porozumień podpisanych przez Nefilim i Podziemnych. Wszystko to potrafi skończyć się dobrze - bo jakżeby inaczej? Dodatkowo mam wrażenie, że główna bohaterka trafiając do grupy zdominowanej przez facetów zaczyna zachowywać się jak wydmuszka, która dopiero co odkryła istnienie płci przeciwnej. Mam wrażenie, że jedyną cechą Clary jest bycie nową oraz artystką, co i tak jakoś szczególnie nie wybija się w fabule.

Jednakże na szczęście w "Mieście popiołów" sytuacja ma się nieco lepiej - chociaż młodzi Nocni Łowcy dalej są dla mnie bandą niezbyt rozgarniętych nastolatków, z bronią w ręku. Jednak tym razem podeszłam to tej książki z zupełnie innym nastawieniem. Wiedziałam już, że sięgam po mocno niewymagającą rozrywkę; a główna seria Cassandry Clare o Nocnych Łowcach jest bardzo mocno osadzona w klimacie młodzieżówek, które pojawiały pojawiały się mniej więcej w czasach, w których ukazywał się "Zmierzch". Dlatego też sięgając po "Miasto popiołów" miałam ochotę na niewymagającą powieść, która ma stanowić dla mnie prostą rozrywkę i zająć czymś umysł. Chyba właśnie dlatego tym razem podczas czytania bawiłam się całkiem nieźle. Poza tym mam wrażenie, że autorka trochę rozbudowała postaci, które nie wydawały mi się tak bardzo papierowe. Zdradzę Wam w sekrecie, że pod koniec nawet się wzruszyłam raz czy dwa. 

W "Mieście popiołów" bardzo podobała mi się relacja Aleca i Magnusa - chociaż było o niej niewiele. Jednak mam nadzieję, że będzie ona rozbudowana w kolejnych tomach. Poza tym bliska mojemu sercu okazała się pani Lightwood. I właściwie dzięki temu mam ochotę tym razem skończyć tę serię - a przede mną jeszcze kilka tomów i wiele innych książek Cassandry Clare do przeczytania. Cieszy mnie to bardzo, bo mając stresującą i wymagającą myślenia pracę potrzebuję czasem (a może nawet częściej niż czasem) sięgać po lekkie i niewymagające, a wręcz odmóżdżające historie. Jednak pamiętacie, że sięgacie po te książki na własną odpowiedzialność. ;)

Natalia

Komentarze

  1. Gdy kiedyś robiłam reread Miasta kości, pamiętam, jak byłam zaskoczona, jak w zasadzie niewiele fabuły jest w tej książce i jak błyskawicznie się ją czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jeszcze w ogóle nie poznałam tej serii więc wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jest to mój ulubiony gatunek, więc raczej nie sięgnę, ale na pewno ma on wielu swoich zwolenników.

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej nie są to moje klimaty 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi interesująco, chociaż to nie jest mój ulubiony gatunek literacki :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz